To już ostatnia część relacji z Torres del Paine . Zostały nam do pokonania odcinki:
Refugio El Chileno – Refugio Los Cuernos
Refugio Los Cuernos- Refugio Paine Grande
Zaczynamy więc od El Chileno , wychodzimy zaraz po śniadaniu o 9.30.Początkowo szlak biegnie tak samo jak przyszłyśmy, w połowie drogi jest odbicie na Refugio Los Cuernos lub można iść na około schodząc niemal pod hotel Las Torres- zależnie od potrzeb. My idziemy ” na skróty”.Jest za to mniej ludzi na szlaku , pogoda nam również dopisuje , większa część dnia jest słoneczna i ciepła , dopiero późnym popołudniem chmurzy się i nawet lekko grzmi. Połowę szlaku idziemy mniej więcej razem , potem się rozdzielamy , bo ja za bardzo zostaję w tyle. W pierwszej części szlaku jest sporo widoczków na jezioro Nordenksjold.
Szlak nie ma drastycznych przewyższeń terenu , więc mimo dłuższego dystansu , idzie się w miarę lekko.Poniżej mapka szlaku
Mijamy też ciekawy most na jednej z rzek .
Im bliżej schroniska tym lepszy widok na Cuernos del Paine-kolejna charakterystyczna wizytówka parku .
Stąd jest jeszcze jakieś 1,5h drogi , raz pod górkę, raz z górki. Do schroniska docieram koło 16.30 – czyli szlak mi zajął 8h , szłam spokojnym tempem , w końcu nie przyszłam tam na wyścigi , lecz także by chłonąć otaczającą mnie przyrodę.
Schronisko jest tuż nad rzeką z małym zejściem na kamienistą plaże i z widokiem wprost na Cuernos del Paine.
Jest ono podobne do poprzednich z Fantastico Sur z naprawdę smaczną i obfitą kolacją. Ogólnie kolacje warto zamówić , po dniu trekkingu naprawdę jest to dobra rzecz. Zwykle można zamówić ją z wyprzedzeniem przez neta , albo na miejscu bodajże do 17h. Sklepik jaki jest tutaj , jest mocno pusty .
Trochę łamiemy sobie głowę, jak optymalnie zorganizować ostatni dzień, najlepiej byłoby zdążyć na prom o 12.30 z Paine Grande , Paulinę kusi wypad do doliny francuskiej i powrót ostatnim promem o 18.30 , co oznaczałoby , że musiałaby przejść jakies 22 km w jeden dzień. Ostatecznie jednak rezygnujemy , gdyż to zbyt napięty plan.
Ostatniego dnia wyruszamy wcześnie ,czekamy aż tylko trochę się rozwidni-czyli do 7 rano. Jeszcze jest lekko ciemnawo , jednak wychodzimy , gdyż mamy wg wskazań 5h szlaku i musimy się sprężać by zdążyć na prom.
Dzisiejszy szlak już jest bardziej męczący i liczy 12,5 km .Pierwszą godzinę idzie się w miarę płasko , jednak potem zaczyna się mocne podejście pod górę, tak wcześnie nie ma jeszcze nikogo na szlaku ,a momentami ten nie jest tak dobrze oznaczony i zdarzyło nam się raz zbłądzić , ale zorientowałyśmy się szybko. Następnie mamy mocne zejście w dół w kierunku Domo Frances( zakwaterowanie) i Campamento Italiano. Stąd zaczynają się widoki pobliskiej doliny francuskiej.
Docieramy do Campamento Italiano- pole namiotowe-trzeba mieć swój namiot i można zarezerwować pobyt tylko na 1 noc , celem zwiedzenia doliny francuskiej .Stąd odchodzą dwa szlaki -jeden do doliny , drugi do Paine Grande
My oczywiście idziemy do Paine Grande , musimy przejść przez kolejny malowniczy most.
Stąd znów mamy na zmianę , góra-dół .
W końcowym etapie mijamy spaloną część parku , wciąż oglądam się wstecz patrząc na góry strzegące wejścia do doliny francuskiej.
Ostatnią godzinę musiałam mocno przyspieszyć tempa , bałam się, że nie zdążę na prom , ostatecznie przychodzę 30 min przed jego odpłynięciem , więc wielka ulga. W Pudeto wsiadamy w autobus do Laguna Amarga- następnie do Puerto Natales tym samym busem . Na krótkim postoju, tu po raz pierwszy na szybko udaje nam się zobaczyć guanaco z bliska.Są to zwierzęta z rodziny lam , które żyją w parku , jednak widziałyśmy je tylko wzdłuż dróg , którędy jeździły busy i auta, czyżby tak lubiły ludzi? w ogóle się mnie nie boją , szkoda ,że kierowca już woła do busa , bo nie zdążyłam się napatrzeć , ale udało się zrobić na szybko kilka zdjęć.
Na tym kończę moją relacje z Torres del Paine , po powrocie do Puerto Natales , następnego dnia udajemy się do El Chalten-stolicy argentyńskiego trekkingu.