DZIEŃ 2 – 08.09.2013
Wstaję koło 8h , żegnam się ze znajomymi , gdyż oni wyruszają w kierunku Mestii a ja natomiast w kierunku Achalcyche.
Tym razem biorę taxi z hostelu pod Mc Donalda ,skąd odjeżdżają marszrutki w różnych kierunkach .Taksówkarz mówi tylko po rosyjsku , ale jakoś się dogadujemy, mężczyzna pomaga mi i po przepytaniu kilku kierowców marszrutek wskazuje mi właściwą , wszystkie bowiem mają napisy w alfabecie gruzińskim i mimo iż trochę uczyłam się alfabetu przed wyjazdem , muszę się przezwyczaić do czytania tabliczek.Marszrutka ma odjazd za 2h , wkładam więc bagaż ale nigdzie się nie oddalam w obawie przed jego utratą , mimo iż kierowca zapewnia że nic się nie stanie.
Czas mija i po około 1,5h słyszę od kierowcy iż marszrutka już „ Nie rabotajet” i wskazuje mi inną , ludzie którzy czekali ze mną , część przesiada się na kolejną a część rezygnuje.Także już na początku się przekonuje , iż ciężko mieć sztywny plan , gdyż część rzeczy nie da się przewidzieć . W końcu koło 13.30h odjeżdżam marszrutką w kierunku Achalcyche – to już praktycznie granica z Turcją , stamtąd też codziennie o 7 rano odjeżdżają marszrutki do Armenii.
Na miejsce dojeżdżam koło 17h , dworzec autobusowy nie wygląda na centrum miasteczka, jednak już stamtąd dostrzegam twierdzę , którą chcę zobaczyć. Przyznam , że robi wrażenie.Najpierw jednak muszę znaleźć jakieś lokum , udaję się w kierunku hostelu który jest jakieś 200m od dworca , pokój wygląda czysto i przytulnie , jednak cena 50 lari od pokoju mnie odstrasza , jest on bowiem przewidziany dla2 osób , a będąc sama niestety są miejsca gdzie musiałabym płacić podwójnie, szukam więc dalej i wracam w kierunku dworca.Tam zagaduje mnie kobieta w dojrzałym wieku i oferuje pokój . Zgadzam się obejrzeć kwaterę , mieszka 100m od stacji więc wstępnie odpowiada , jak zwykle moja komunikacja jest dość ograniczona bo oczywiście jedynie możemy rozmawiać po rosyjsku .W końcu oglądam pokój, , jest dość staromodny ale czysty i na jedną noc może być , jednak najgorsza niespodzianka dopiero przede mną , okazuje się , że nie mają właściwie łazienki .Kąpiel polega na polewaniu się kubkiem ciepłej wody , którą podgrzali mi w wielkim garnku, reasumając łazienka to tragedia , a raczej jej brak.Nie chciałam jednak tracić czasu na szukanie nowego lokum więc godzę się z sytuacją ,w końcu jedna noc da się przeżyć.
Po zostawieniu walizki , ruszam zobaczyć twierdzę górującą nad miastem zbudowaną w XII w , znajdują się tam bardzo dobrze zachowane mury obronne wraz z wieżami , zamek warowny a także luksusowy hotel w stylu arabskim. Obiekt jest otwarty do koło 20h , część można zobaczyć gratis , na pozostałą część należy wykupić bilet .Zwiedzam całą twierdzę , jest tego sporo , ale warte zobaczenia .
Na koniec przed udaniem się na spoczynek postanawiam skosztować chinkali – coś w rodzaju pierogów z mięsem wołowym wypełnione bulionem , jest dobre , choć potem w Tbilisi odkryje chinkali z serem czy ziemniakami , które bardziej mi przypadną do gustu .
Sprawdzam też jeszcze na stacji marszrutek odjazdy następnego dnia do Wardzia -skalne miasto które zamierzam odwiedzić jak i dalsze marszrutki do Borjomi .
DZIEŃ 3- 09.09.2013
Wstaję rano , po dość niedobrym i skromnym śniadaniu ,udaje się na dworzec marszrutek , kupuję bilet w okienku do Wardzia , docieram na miejsce koło 11.30 , wysiadając z pojazdu już widać w całej okazałości kompleks skalny . Najpierw idę asfaltową drogą w górę , zajmuje mi jakieś 20 min dotarcie do bram skalnego miasta.
Jest to system wąskich ścieżek gł na zewn. zabezpieczonych barierkami , a obok widać wykute pieczary w skale , gdzie kiedyś żyli mieszkańcy Wardzi , jest też opcja przejścia jakieś 100m wąskim tunelem wewnątrz jednak z uwagi na brak towarzystwa innych turystów , po dwóch próbach jednak się wycofuje , jest za ciasno i za ciemno , zwycięża obawa przed ewentualnymi wężami czy pająkami.Decyduję się obejść kompleks z zewn.Jest też tam świątynia , jednak drzwi są zamknięte i nie ma możliwości zwiedzania.
Nie ma praktycznie turystów , jakieś pojedyncze osoby , w ciągu 1,5 h oglądam skalne miasto i wracam na parking , jednak okazało się ,że mimo , iż kierowca mówił , iż wraca o 13h z powrotem do Achalcyche , przychodzę kilka minut przed , jednak okazało się ,że marszrutka już odjechała , musiała się zapełnić wcześniej. Cóż by umilić oczekiwanie zakupuję chapachuri i lokalne piwo i konsumuję na jednej z ławek tuż przy rzece.
Powrotną marszrutkę udaje mi się złapać koło 15h. Zaczyna padać , pierwszy raz odkąd wylądowałam w Gruzji , nawet się ochłodziło. Docieram do Achalcyche koło 17h , szybko odbieram swój bagaż i ruszam z powrotem na stację marszrutek , na szczęście praktycznie co godzinę odjeżdża jakaś w kierunku Tbilisi z przystankiem w Borjomi. Podróż tam zajmuje mi koło godziny .
Informacje praktyczne
– wstęp do części twierdzy w Achalcyche 10 lari ( 20 pln) , pozostałą część można zwiedzić gratis
-marszrutka z Achalcyche do Wardzi – 5 lari (10pln) , podróż trwa 1,5h
-bilet wstępu do skalnego miasta 10 lari( 20 pln)